środa, 4 listopada 2009

luang prabang

w końcu Laos! Piękne miejsca i bardzo wyluzowani ludzie. Czas płynie bardzo wolno. Z granicy dostaliśmy się do Vang Vieng - mekki imprezowiczów glównie za sprawa tubingu - spływie rzeka na dętce. Co parę metrów bary przy rzece gdzie można wypić sobie wiaderko ulubionego drinka np. whiskey Tiger, redbull, sprite i limonka:) Pełno tez jest wierz z którym można poskakać lub po zjeżdżać na linach do wody. Cale szczęście ze nie trafiliśmy tam w sezonie bo już sobie wyobrażam te tłumy w rzece i w barach. Wieczorkiem trochę zabalowaliśmy z poznanymi backpackersami wiec dzisiaj rano było trochę ciężko wstać na busa;) Teraz jesteśmy w Luang Prabang gdzie wykupiliśmy sobie wycieczki na następne dni - jazda na słoniach i kajaki oraz treking po okolicach. Teraz spadamy na nocny market przegryźć małe co nieco :)

4 komentarze:

  1. W Warszawie jak zwykle kicha listopadowa. Dobrze, że Dziadek wyciągnął na koncert do hard rock. Był też bieg niepodległości (50min45sec). Elcia tęskni za Wami, krii cieszy się salonem filmowym w pokoju obok i trzecim rowerem do dyspozycji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Krótko mówiąc: nie wracajcie. My dojedziemy do Was :-).

    OdpowiedzUsuń
  3. moje ulubione kanały to:
    26 eXtreme sport channel,
    39 Domo,
    potem NG
    Dicovery, Travel... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. no to Kuba widze ze coraz lepsze czasu krecisz ;)

    M - przjezdzajcie, od razu do Laosu bo to chyba najlepsze miejsce z tych 3 krajow (przynajmniej to co widzielismy)

    Krii - we wtorek jestem wiec mozesz czekac z obiadem :)

    OdpowiedzUsuń